czwartek, 12 sierpnia 2010

Empire V, Wiktor Pielewin


Niezbyt rozgarnięty pracownik supermarketu – Roma – pewnego dnia spostrzega na płycie chodnikowej ogłoszenie o wielce obiecującej treści. Nie mając zbyt wiele do stracenia podąża w nakazanym kierunku po to, aby trafić do kwatery pewnego tajemniczego jegomościa, który(niespodzianka) wgryza się w szyję oszołomionego chłopaka i natychmiast umiera. Gdy Roma się ocknie będzie już wampirem, a wampiry w Rosji to elita i to taka przez duże e.

Tak zaczyna się „Empire V”, kolejna szaleńcza podróż mojego ulubionego (obok Lwa Tołstoja – wiem zestawienie dość zaskakujące) rosyjskiego pisarza. Jeśli można o nim powiedzieć coś pewnego to, to że wypracował sobie własny, zuchwały, ale i wdzięczny styl. Styl, którego niepodobna pomylić z żadnym innym. Proza Pielewina jest przewrotną i piekielnie inteligentną zabawą z konwencją oraz językiem. Intertekstualnymi igrzyskami. Mieszanką kultury współczesnej z dawną, wschodu z zachodem, mitologii z dyskursem akademickim i nade wszystko rosyjskimi realiami, co po przepracowaniu przez (nie bójmy się tego słowa!) wybujałą wyobraźnię pisarza daje co najmniej interesujące i nie rzadko bardzo zabawne efekty.

Przeczytaj całość TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz