środa, 30 maja 2012

Na Górnej Masłowce


Dina Rubina
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA S.A., Warszawa 2006
172 strony


W moskiewskiej dzielnicy artystów na Górnej Masłowce ma swoją pracownię uznana niegdyś rzeźbiarka, przyjaciółka takich sław, jak Achmatowa, Modigliani, Wertyński. Dziś artystka ma dobrze po dziewięćdziesiątce i jest już nieco zapomniana, wciąż jednak otaczają ją młodzi, niespełnieni i nieodkryci jeszcze przez świat twórcy, wielbiący jej talent i mniej lub bardziej cierpliwie znoszący despotyzm staruszki. Wszyscy oni klepią biedę, jak przystało na prawdziwych artystów. Jest w tym gronie malarz Matwiej, który nigdy jeszcze nie sprzedał żadnego obrazu, choć według Anny Borysowny jest on prawdziwym geniuszem, jest jego żona Nina – tłumaczka z hiszpańskiego i kilka innych jeszcze, drugoplanowych postaci. 
Główną postacią jest jednak, obok Anny Borysowny, dobrze zapowiadający się niegdyś reżyser Pietia Awdiejewicz. Obecnie Pietia jest czterdziestolatkiem mieszkającym kątem u Anny Borysowny, jej opiekunem, fanatycznym niemal miłośnikiem porządku i kierownikiem amatorskiego teatrzyku zakładowego w piekarni. Wszelkie jego próby znalezienia lepszego i bardziej prestiżowego zajęcia niezmiennie kończą się fiaskiem, za co wini swoją protektorkę. Anna Borysowna ma bowiem nie tylko despotyczny charakter, ale i zwyczaj ciągłego ingerowania w cudze życie, a przy tym zawsze i z każdym jest do bólu szczera. Zawsze taka była, wobec rodziny i obcych, nawet w latach stalinowskiego terroru potrafiła nie liczyć się ze słowami, aż dziw, że przeżyła tamte czasy. Przeżyła też jedyną córkę, z wnukiem nie utrzymuje kontaktów, teraz jej bliskimi są tylko ci młodzi ludzie odwiedzajacy jej pracownię, a najbliższym – Pietia. 
Osią powieści są relacje i zależności między tymi dwojgiem. Mężczyzna zdaje się jej nienawidzić, a jednocześnie troszczy się o nią jak nikt inny. Ona z kolei zachowuje się tak, jakby mało jej było własnego, długiego i intensywnego życia, zawłaszcza jeszcze życie Pietii, decyduje za niego o wszystkim, steruje nim, jak chce. Ten miota się, próbuje uciekać, a jednocześnie nie potrafi się od niej uwolnić. Do czasu, gdy los zdecyduje za niego.
Na Górnej Masłowce to dziwna książka. Odebrałam ją jako powieść o pasji i głodzie życia, o nienasyceniu nim. A także o zawładnięciu cudzym życiem do tego stopnia, że ten ktoś nie jest już w stanie decydować o sobie. Ale tak do końca wcale nie jestem tego pewna.

Recenzję umieściłam też na swoim blogu.

czwartek, 17 maja 2012

Świętokradcy, William Ryan

Wystarczyło jedno spojrzenie na okładkę i wiedziałam, że ta książka mnie zainteresuje. Moskwa, rok 1936. Dwudziestolecie międzywojenne. Rosja. Stalin. Czegóż może chcieć więcej miłośniczka historii, zainteresowana Rosją od dawna – do tego stopnia, że zaczęłam szukać tej Rosji również w książkach. Czy spodziewałam się czegoś konkretnego? Nie, raczej odniosłam się do niej sceptycznie, jednak wiedziałam, że mi się spodoba.
Już sam fakt, że akcja dzieje się w Moskwie w latach trzydziestych zachęcił mnie do przeczytania powieści Williama Ryana. A do tego jeszcze kryminał – gatunek, który uwielbiam – czegóż chcieć więcej? Kapitan Korolew, który jest głównym bohaterem książki, dostaje od przełożonego zadanie rozwiązania zagadki morderstwa, której ofiarą jest młoda dziewczyna, brutalnie skatowana i zamordowana. Jej zwłoki zostają odnalezione w dawnej cerkwi. Parę dni później ciało podobnie zmasakrowanego moskiewskiego bandyty zostają znalezione na pobliskim stadionie piłki nożnej. Kapitanowi Korolewowi udaje się wpaść na trop zabitej kobiety, odkrywa, że była ona zakonnicą z USA, a cała sprawa nagle nabiera charakteru politycznego, gdy przypadkiem wychodzi na jaw, że są w nią zamieszane władze NKWD. Korolew w jednej chwili staje więc przed wyborem – prawda albo własne życie.
Więcej na moim blogu.

środa, 16 maja 2012

Ludmiła Pietruszewska "Jest noc"



Jest noc, poetka Anna Andrianowna przy kuchennym stole spisuje w szkolnym zeszycie swoje gorzkie żale. Że zniedołężniałą matkę musiała oddać do szpitala psychiatrycznego. Że ukochany syn siedzi w więzieniu za innych, albo dla odmiany ucieka przed kryminalistami. Że córka jest w kolejnej ciąży z nieznanym ojcem i nie pojawia się w domu. Że wnuczek Tima przebywający pod opieką babci nie dojada i trzeba się wpraszać do znajomych na porcję zupy. Że za spotkania autorskie płacą marne grosze, a żyć przecież trzeba. Z zapisków wyziera nędza i rozpacz.

A może jest inaczej?

Ciąg dalszy tutaj.

sobota, 5 maja 2012

Wieniamin Kawierin, “Werlioka”

A teraz “Werlioka”. Poznajcie Płatona Płatonowicza. Wprawdzie wygląda jak straszydło i nie dostrzega upływu czasu, ale nie dajmy się zwieść pozorom — to wielki astronom, który mieszka w domu z okrągłą wieżą, wypełnioną ogromnym teleskopem, mapą gwiezdnego nieba i książkami, książkami, książkami. Jeśli podsłuchamy rozmowę Różowego Kota i Szkockiej Róży, to dowiemy się, że Płaton Płatonowicz nie ma dzieci, ale urzędniczka w biurze dowodów osobistych w stosownej rubryczce wpisała: “syn Wasyl”. Według Róży to zwykła pomyłka, ale kto wie… Pewnej nocy Płaton nie mógł zasnąć. Przechadzał się po pokoju i nucił. Nagle usłyszał wtórujący mu dźwięk pastuszej fujarki. Była właśnie wigilia Nowego Roku (to czas ważny, czas przełomu). W mrocznym pokoju coś się zaczęło zarysowywać i z drobin pyłu wirującego w księżycowym świetle wyłonił się… rudy chłopiec o błękitnych oczach. Wasyl. Płaton zawsze chciał mieć syna, więc można powiedzieć, że ujrzał swoje zmaterializowane marzenie. Jeśli jesteście ciekawi, z czym musiał się zmierzyć chłopiec, który potrafił zamieniać słoneczne zajączki w żywe, zapraszam na mój blog.