Wystarczyło jedno spojrzenie na okładkę i wiedziałam, że ta
książka mnie zainteresuje. Moskwa, rok 1936. Dwudziestolecie międzywojenne.
Rosja. Stalin. Czegóż może chcieć więcej miłośniczka historii, zainteresowana
Rosją od dawna – do tego stopnia, że zaczęłam szukać tej Rosji również w
książkach. Czy spodziewałam się czegoś konkretnego? Nie, raczej odniosłam się
do niej sceptycznie, jednak wiedziałam, że mi się spodoba.
Już sam fakt, że akcja dzieje się w Moskwie w latach
trzydziestych zachęcił mnie do przeczytania powieści Williama Ryana. A do tego
jeszcze kryminał – gatunek, który uwielbiam – czegóż chcieć więcej? Kapitan
Korolew, który jest głównym bohaterem książki, dostaje od przełożonego zadanie
rozwiązania zagadki morderstwa, której ofiarą jest młoda dziewczyna, brutalnie
skatowana i zamordowana. Jej zwłoki zostają odnalezione w dawnej cerkwi. Parę
dni później ciało podobnie zmasakrowanego moskiewskiego bandyty zostają
znalezione na pobliskim stadionie piłki nożnej. Kapitanowi Korolewowi udaje się
wpaść na trop zabitej kobiety, odkrywa, że była ona zakonnicą z USA, a cała sprawa
nagle nabiera charakteru politycznego, gdy przypadkiem wychodzi na jaw, że są w
nią zamieszane władze NKWD. Korolew w jednej chwili staje więc przed wyborem –
prawda albo własne życie.
Więcej na moim blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz