środa, 19 stycznia 2011

Pelagia i biały buldog

Akunin-Pelagia-Buldog

Akcja powieści ma miejsce na głuchej prowincji carskiej Rosji, a konkretnie na Zawołżu. A na prowincji, jak to na prowincji, karty zazwyczaj rozdawane są pomiędzy „panem, wójtem a plebanem”, a gdy w grę wchodzi gubernia o rozmiarach średniej wielkości europejskiego państwa, ranga najważniejszych figur wzrasta. W zawołżańskiej krainie są nimi: prawosławny władyka Mitrofaniusz, gubernator Antoni Antonowicz von Hagenau, podprokurator izby sądowej Matwiej Bencjonowicz Berdyczowski oraz policmajster Zawołżska Feliks Stanisławowicz Lagrande. Całe to towarzystwo rządzone jest przez kobiety, bo nawet wielce poważany duchowny ulegać musi opiniom swojej pomocnicy, siostry Pelagii.

Sytuacja na Zawołżu nie była rozwojowa:„…nędza, pijaństwo, ciemnota, samowola władz, na drogach rozboje. Jednym słowem zwykłe rosyjskie życie, mniej więcej takie jak we wszystkich zakątkach naszego bezkresnego imperium.” Dopiero światłe rządy Mitrofaniusza i powszechnie poważany autorytet duchownego poprawiają ten niekorzystny obraz kraju. Jego teorie zostają wykorzystane przez miejscowe władze do zaprowadzenia porządku:

„Ludzie bywają różni, dobrzy i źli (…) ale w większości są nijacy, przyjmują niczym żaby temperaturę otoczenia.”

„Ludzie przestrzegają tylko praw rozumnych i korzystnych dla większości. Mądry prawodawca postępuje jak doświadczony ogrodnik w parku publicznym. Ten, kiedy obsiał trawniki, nie od razu wytycza ścieżki, tylko przedtem popatrzy, którędy ludziom wygodniej chodzić, i tam je ułoży. Żeby nie wydeptywali własnych ścieżek.”

„Dobrowolne przestrzeganie prawa to nie skutek wysokiej świadomości obywateli, ale świadectwo tego, że ludziom wygodniej jest przestrzegać prawa niż je naruszać.”

„…kamieniem węgielnym sprawiedliwego społeczeństwa i wręcz powołaniem człowieka jest poczucie godności.”

„…godność stoi na trzech wielorybach, a ich imiona to: praworządność, sytość, oświata.”

Ale i tytułowa podopieczna duchownego reprezentuje nie mniej światły, choć bardziej szalony umysł, w którym rodzą się myśli-perełki:

„…cały sens ludzkiego życia polega na tym, by odkryć w sobie geniusz.”

„Myślę, że w każdym człowieku ukryty jest geniusz, taka maleńka szparka, przez którą widać Boga (…). Tylko rzadko komu udaje się ten otworek odnaleźć. Pchają się wszyscy jak ślepe kocięta, ale trafić nie mogą. A jeśli zdarzy się taki cud, to człowiek od razu rozumie: oto jest, po to właśnie przyszedłem na świat, i dalej żyje spokojnie i pewnie, na nikogo się nie ogląda. To właśnie jest geniusz. A talenty trafiają się znacznie częściej. To ci, którzy tego czarodziejskiego okienka nie znaleźli, ale są blisko niego i karmią się odblaskiem cudownego światła.”

Pewnego dnia dostojny duchowny otrzymuje od swojej ekscentrycznej ciotki, Marii Afanasjewny Tatiszczewej (wdowie po generale Apoloniuszu Nikołajewiczu) list błagający o pomoc w pewnej tajemniczej sprawie. Mitrofaniusz wysyła więc ze specjalną misją siostrę Pelagię, której spryt i nieokiełznany temperament staną się niepokonanym orężem w walce z siłami zła. Sprawy komplikują się dodatkowo za sprawą inspektora synodu Włodzimierza Lwowicza Bubiencowa, który wraz z sekretarzem Tichonem Jeriemiejewiczem Zbawienym i woźnicą-chroniarzem Muradem Dżurajewem nawiedzają z urzędową wizytacją włości archierejera Mitrofaniusza. Żeby jeszcze bardziej namieszać, w dworku wdowy Tatiszczewej siostra Pelagia zastaje wnuków i spadkobierców generałowej, czyli przepiękną Nainę Gieorgijewnę oraz Piotra Gieorgijewicza Telianowa, artystę Arkadiusza Siergiejewicza Poggio, pokojówkę Tatianę, administratora Stiepana Trofimowicza Szyriajewa, bogacza Donata Abramowicza Sytnikowa, Kiryła Nifontowicza Krasnowa i guwernantkę miss Rigley. Początkowo prawie wszyscy są podejrzani, ale siostra Pelagia – postrzelony rudzielec a’la Ania z Zielonego Wzgórza w końcu odkryje straszliwą prawdę.

Książka jest napisana z ogromną dawką humoru, właściwie niewiele jest w niej fragmentów, w których nie wyczuwa się akuninowego przymrużenia oka. Cytowane wyżej fragmenty to tylko pozostające w mniejszości przerywniki w lekkim klimacie książki. Takiemu nastrojowi sprzyja zarówno lekkie pióro pisarza, jak i sprawdzony już w mediach pomysł z wykorzystaniem do głównych ról osób duchownych, bo jakoś tak jest, że kiedy łączy się habit z kryminałem to nigdy nie może być do końca poważnie, nawet wtedy, gdy rzeczywiście jest poważnie. Akunin wyposażył swoich bohaterów w prostolinijne, bezpośrednie, na wskroś rosyjskie dusze, pełne namiętności i krwistego temperamentu. Od początku do końca jest więc – jak mawiają nasi bracia Słowianie – „i straszno, i smieszno”.

I jeszcze jedno, coś mi się wydaje, że Akunin lubi Dostojewskiego. Cały kontekst „Pelagii…” czyli: sensacyjno-społeczna powieść z elementami burzliwego romansu i kwestii religijno-filozoficznych, umiejscowiona na prowincji, zakończona spektakularnym procesem sądowym z udziałem licznej publiczności i dziennikarzy – coś mi przypomina, choć u Akunina gatunek jest zdecydowanie lżejszy od karamazowskiego. O tym, że pisarz przywołuje w książce „Zbrodnię i karę” nie wspomnę.

Borys Akunin – „Pelagia i biały buldog”, seria Kryminał prowincjonalny, przekład Wiktor Dłuski, Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2007, ISBN 978-83-7392-241-9, ilość stron 330.

Wpis z bloga Moje Lektury

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz