sobota, 31 lipca 2010

Rosyjska miernota...

Bez bicia przyznaję się, że nie znam literatury rosyjskiej niemal wcale. To straszny wstyd - za mną trzy lata studiów polonistycznych i kilka lat z szóstką z polskiego na świadectwie, a ja nawet Zbrodni i kary nie ukończyłam, a po Mistrza i Małgorzatę w ogóle nie sięgnęłam, choć to szkolna podstawa programowa. O jakimkolwiek kontakcie z literaturą rosyjską mogę mówić jedynie w dwóch przypadkach - na początku tego roku przeczytałam Nos Gogola, a parę lat temu sięgnęłam po skandalizującą powieść Daj mi! Iriny Dienieżkiny*. I to by było na tyle. Dlatego tak straszliwie ucieszyłam się na to wyzwanie - dzięki niemu nareszcie zmobilizuję się do nadrobienia żenujących braków czytelniczych.

Żadnego planu/listy/programu nie tworzę i tworzyć nie mam zamiaru - liczę jedynie na to, że do końca wyzwania w moje ręce wpadnie przynajmniej 13 lektur, które nareszcie zapoznają mnie z Rosją w literaturze...

Życzcie mi szczęścia!

* byłabym rada, gdyby ktoś bardziej obeznany wyjaśnił mi odmianę rosyjskich nazwisk, bo nie czuję się w tym zakresie pewna swego :)

2 komentarze: