Dwie siostry, osiemnastoletnia Olga i pięć lat młodsza Żenia przyjeżdżają do małej miejscowości letniskowej na wakacje. Jest lato, trwa wojna. Ich ojciec, pułkownik Aleksandrow, dowodzi na froncie jednym z pułków Armii Czerwonej. Żenia, która zaraz po przyjeździe pakuje się w niewielkie kłopoty, poznaje Timura, który pomaga jej załatwić wszystkie sprawy, które Żenia zawaliła i wtajemnicza ją w działania swojej drużyny. Okazuje się, że Timur jest przywódcą sporej grupy miejscowej młodzieży, która potajemnie pomaga rodzinom mężczyzn oddelegowanych na front. Na furtce każdego domostwa, którym się opiekują jest namalowana czerwona gwiazda – symbol drużyny. Kiedy nikt nie widzi chłopcy (dziewcząt jest tam niewiele) układają drwa na podwórkach, nalewają do beczek, wiader itp. wodę ze studni, zawieszają na drzewie własnoręcznie wykonaną huśtawkę dla dziecka czy kładą na parapecie bukiet polnych kwiatów – drobne gesty, które mają wywołać uśmiech na twarzach kobiet, zatroskanych o los swych mężów na wojnie. Walczą także z bandą Kwakina – łobuzami okradającymi nocą okoliczne sady. Jest i wątek młodzieńczej miłości oraz elementy humorystyczne w postaci uciekającej kozy ;-)
Na Biblionetce przeczytałam ciekawy artykuł miłośnika historii, pana ukrywającego się pod nickiem askol02, w którym to – przytaczając sporo przykładów – wysuwa tezę, jakoby „Timur i jego drużyna” była książką antypolską. Przeczytałam tę opinię z dużym zainteresowaniem ale nie będę ukrywać, że stosunki polsko-royjskie nigdy mnie nie interesowały, więc nie zamierzam ani tej tezy potwierdzać ani jej zaprzeczać. Zresztą wydaje mi się, że docelowy odbiorca tej powieści czyli młodzież w wieku 11-14 lat (na moim egzemplarzu widnieje znaczek mówiący, że to lektura dla 5. klasy szkoły podstawowej) i tak tych ukrytych antypolskich kontekstów nie wyłapie, bo zwyczajnie brak mu odpowiedniej wiedzy. Ba! Przecież nawet ja, osoba niemal trzydziestoletnia, nie była w stanie dostrzec antypolskiego charakteru tej książki a co dopiero nastolatek! Dla mnie była to opowieść przede wszystkim o wzorowej rosyjskiej młodzieży, z której czytelnik powinien brać przykład, opowieść pełna patriotyzmu i postaw godnych naśladowania.
A przede wszystkim była to lektura, która pozwoliła mi cofnąć się o blisko 15 lat wstecz, do okresu, kiedy to razem z innymi dziećmi z podwórka tworzyliśmy swoje drużyny z odpowiednimi stanowiskami, porządkami, sygnałami itp. i ‘patrolowaliśmy’ osiedle. ;-) Dzisiejsza młodzież już się tak nie bawi.
Na koniec warto przytoczyć kilka faktów z życia samego autora. Arkady Gajdar zna działania wojenne z własnego doświadczenia, gdyż w 1918r. wstąpił na ochotnika do Armii Czerwonej i już w wieku 16 lat, w czasie wojny domowej w Rosji, został dowódcą pułku. Pod koniec lat 80. XX wieku wyszły na jaw niechlubne fakty z czasów służby wojskowej Gajdara. Miał się on jakoby dopuścić wielu zbrodni, w tym masowych rozstrzeliwań kobiet i dzieci. Zginął w walce w 1941r. Został pochowany w Kaniowie, gdzie mieści się jego pomnik (swoją drogą szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej, bo podczas mojej niedawnej podróży po Ukrainie zwiedzałam również i Kaniów, który jednak słynie przede wszystkim z muzeum Tarasa Szewczenki).
Recenzję tę można przeczytać także na moim blogu Zacisze Literackie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz