czwartek, 17 marca 2011

Rosyjska zima, Daphne Kalotay

Rzadko zdarza się, że powieść cudzoziemca o Rosji jest szczera i prawdziwa, napisana z ikrą. Wiadomo, musi obficie posiłkować się tekstami źródłowymi, rozmowami z ludźmi, którym wybrany temat nie jest obcy, co przy braku talentu tchnie sztucznością bez śladu rosyjskiej duszy w tworzeniu postaci i sytuacji życia codziennego. Rosyjska zima pół Kanadyjki, pół Węgierki zaskoczyła mnie poztywnie.
Fabuła rozdziela się na tory amerykańskiej współczesności i mroczne czasy stalinowskie. Początek nie zapowiadał dobrego prowadzenia wątków, nawet wiało jakimś rozgardiaszem lub wręcz nudą, jednak po pewnym czasie nie mogłam się oderwać od zawiłej historii z kręgów artystycznych i naukowych. Wydarzenia współczesne dziejące się w ośnieżonym Bostonie sygnalizują zagadki z przeszłości, jakieś niedomówienia. Myślimy, czy to zła wola, czy taki ból, który nie pozwala jeszcze raz sięgnąć do czasów innej moralności. (...)
Ciąg dalszy recenzji na blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz