czwartek, 29 sierpnia 2013

"Dom nad Oniego" Mariusz Wilk


Sięgając po pierwszy tom „Dziennika Północy” autorstwa Mariusza Wilka oczekiwałam wspaniałej opowieści o Karelii, krainy leżącej w Rosji, tuż u stóp Finlandii. Niewiele było mi wiadomo o tej ziemi i jej mieszkańcach, poza sprawami oczywistymi, że są tam białe noce, że zima trwa około osiem miesięcy i że jest bardzo zimno. Któż może lepiej znać realia od osoby, która tam mieszka, zmaga się z codziennością, nie jest turystą, który zobaczy główne atrakcje i przyswoi tylko to, co zostanie mu powiedziane lub pokazane? Intrygowało mnie również to, dlaczego ktoś ucieka od cywilizacji, zaszywa się nad pustkowiu i wraca do prostego i z pewnością niełatwego życia. Jak się żyje na takiej ziemi? Czytałam kiedyś, że wcześniej ta ziemia była gęsto zaludniona, a w ostatnich latach chałupy zieją pustkami, a ziemie kołchozów zamieniają się w połacie nieużytków. 
Po części moje nadzieje zostały spełnione.
Ze stron książki wylania się obraz silnego i odważnego mężczyzny, typowego macho, czasami o kontrowersyjnych poglądach. Podziwiałam ogromnie jego oczytanie i erudycję, a czasami raziły jego opinie.

Właściwie nie wiem, jak nazwać książkę Wilka, wszak każdy dziennik można pisać w sposób dowolny, ale szczerze mówiąc zabrakło mi tam opisów codzienności, nieco bardziej intymnych zwierzeń. Rozumiem, że każdy zimowy dzień jest walką o przetrwanie obejmującą wyrąbywanie lodu w przerębli, rąbanie drwa na opał i dbanie o ciepło w izbie, aby nie zamarznąć w czterdziestopniowym mrozie, ale jakieś osobiste szczegóły lub ich namiastka chociaż, mogłyby się tam znaleźć. Tak, tego typu książki traktuje trochę jak podglądanie sąsiada przez okno. Autor jest zdania, że Dziennik – to rodzaj ukrycia się... Szkoła samodyscypliny i bezustannej uwagi, by nie wypaść z siebie i nie stracić dystansu. Co innego w powieści, tam można się obnażyć i pokazywać do woli najskrytsze strony swojej osobowości pod maską tego czy innego bohatera. Fikcja pozwala autorowi głosić bulwersujące poglądy, wkładając je w usta zmyślonych postaci”.
Zachłannie czytałam wszelkie opisy przyrody, szczególnie tytułowego jeziora, starając się stworzyć w wyobraźni karelski obraz, zarówno zimowy, jak i letni, ale jakoś mało było mi tej Karelii, chciałabym więcej. Niewiele dowiedziałam się o mieszkańcach, poza tym, że piją i są leniwi, chociaż  Wilk zapewnia, że trzeba z tymi ludźmi popracować, aby przekonać się jacy są naprawdę. Ludzi także pierwej wypada poznać, żeby zrozumieć nie tylko to, o czym mówią, gdy wypiją, lecz także to, o czym milczą, gdy są trzeźwi”.

Karelia i jej opuszczone domy - źródło.

Dużo za to w książce znajduje się ciekawostek kulturoznawczych, obyczajowych, które pokazują ogromną wiedzę autora na temat krainy, w której mieszka. Przyznaję, że budzi to we mnie podziw i respekt. Wilk dzieli się także z nami przemyśleniami na temat obejrzanych filmów, czy przeczytanych książek, nie tylko na temat Rosji. Mnie szczególnie zainteresowały jego przemyślenia na temat twórczości Kawabaty, którego dzieła omijam wzrokiem na moich półkach. Może już nie powinnam?
Wiele jest momentów w książce, które mnie zachwycają, chociażby opowiesc o Pleszczusze i pieczce.

Język, którym posługuje się autor jest specyficzny, pełen archaizmów i rusycyzmów, mnie on nie razi, książkę czytało mi się nad wyraz dobrze i z przyjemnością. Dawkowałam sobie to czytanie, bo miałam wrażenie, że nie mogę przemknąć po stronach książki, aby nie uronić czegoś ważnego i cieszyć się dłużej melodią języka Wilka.
Słowem – podobało mi się. Mam ochotę wniknąć głębiej do tak opisywanego świata. Z pewnością będę dalej podążać tropą Mariusza Wilka. Dobrze, że "Dom nad Oniego" to dopiero pierwsza część "Dziennika Północy".

Notka pochodzi z Myśli Czytelnika.


1 komentarz: