"Nasze
życie jest jak dym z komina. Z początku wąski strumień, ale gęsty i
soczysty, potem się rozpływa, rzednie i niknie nikomu niepotrzebne i
niezauważone."
Zacznę
od niezbędnych informacji. Dziennik pochodzi z zasobów rosyjskiego
Memoriału, który dokumentuje represje polityczne w ZSRR, a dwa zeszyty z
zapiskami były darowizną kogoś, kto odnalazł je wśród papierów dalekiej
krewnej autora, który zginął na początku wojny niemiecko-radzieckiej w
1941 r. W wydaniu Bellony zamieszczono na końcu fotografie stron, które
pokazują staranne pismo i rysunki autora świadczące o talencie
rysunkowym. Wprowadzenie Iriny Scherbakovej (Dlaczego nie
Szerbakowej/Szczerbakowej?) wpisuje rękopis w czas pisania i inne źródła
literackie takie jak Szałamowa, Grossmana, Sołżenicyna. Po zapisach
dziennika jest jeszcze chyba próbka opowiadań autora oraz wybór listów
zeka Afanasjewa.
Sam
Iwan Pietrowicz Czistiakow nie był pisarzem, pisał dla siebie,
utrwalając czas służby w łagrze przy budowie BAMu (Bajkalsko-Amurska
Magistrala Kolejowa) od 9 X 1935 do 17 X 1936 i tu zapisy nagle się
urywają. Wiadomo o nim tyle, ile zapisał w dzienniku.
Moskiewski inteligent, prawdopodobnie po studiach technicznych, z
umiejętnością przeprowadzania zajęć z podwładnymi, który pisze: "Ja coś
wiedziałem, dążyłem, przynosiłem pożytek, byłem nauczycielem, książką
dla innych." Jest bezpartyjny, czemu daje wielokrotnie wyraz
tekście, wyrzucony z partii prawdopodobnie z powodu pochodzenia. Został
skierowany do służby jako dowódca plutonu na czas nawet autorowi
nieznany. "Wezwali i jedziesz..." (...)
Ciąg dalszy na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz