Gdybym chciała napisać o czym jest „Lotem gęsi” Mariusza Wilka i jak zrozumieć tą książkę, to napisałabym te dwa cytaty:
„Wiecie, czym się różni wojażer od włóczęgi? Ano tym, że drogi wojażera zawsze wiodą do jakiegoś celu (...) Natomiast dla włóczęgi sama Droga jest celem. Dlatego wojażer prędzej czy później powraca ze swoich wojaży, a włóczęga wytrwale podąża dalej... (...) Włóczęga bowiem jest s t a n e m d u c h a, a nie czynnością – profesją lub hobby – jak wojażowanie”.
„Wiecie, czym różni się książka podróżnicza od książki-tropy. Ta pierwsza – według White’a – jest kolekcją wiorst, rodzajem kulturalnej turystyki (trochę historii i trochę kuchni, nieco śmiego i owego), druga jest włóczęgą w pełnym tego słowa znaczeniu. Nigdy bowiem nie wiesz, pisząc, dokąd dotrzesz! Książki-tropy nie mają ani początku, ani końca, są kolejnymi śladami jednej i tej samej tropy, gdzie prolog może okazać się epilogiem, a epilog – prologiem”.
Bo „Lotem gęsi” jest kolejną książką- tropą napisaną przez włóczęgę.
Jak pisze Mariusz Wilk? Sam ujął to idealnie: „-Piszę, droga pani – odrzekłem – jak chodzę, niespiesznie, żeby czytając, można było kontemplować to, co widzę, idąc. To proza nie dla miłośników bystrej jazdy i migotliwych obrazków. Sądzę też, że to kwestia wieku. Z każdym rokiem coraz bardziej czuję jesień. Z każdym krokiem – ich mniej”. Toteż czytałam wolno, zabierając książkę na spacery, siadywałam na plaży, patrzyłam na morze w kierunku Saint-Malo, gdzie spotkał Kennetha White’a na festiwalu Etonnants Voyageurs i myślałam, że kiedyś może dotrę tam w tym czasie, wszak promem ode mnie to tylko dwie godziny.
Gdzie tym razem wiodła tropa Mariusza Wilka? Ciągle na Północ, bo „Północ to nie miejsce, lecz stan umysłu”, a tropa się zmieniała, bo jak stwierdził Wilk, to nie on wydeptuje tropę, tylko tropa jego wydeptuje.
Tym razem oprócz terenów doskonale znanych Autorowi podążymy do kanadyjskiego Labradoru śladami Kennetha White’a, a właściwie zupełnie inną drogą. Mimo że ziemia obca Wilkowi, to i tam znajdzie ludzi Północy podobnych jemu samemu, co znowu spowoduje lawinę przemyśleń. Także na temat zniszczeń, których biały człowiek dokonuje na dziewiczych terenach i w dziewiczych sercach i umysłach Indian.
Jest oczywiście i Karelia, tym razem spacerujemy po jej stolicy Pierozawodsku. Nie tylko współcześnie, ale i w przeszłości, która była sfalsyfikowana, śledzimy więc drogę, która prowadzi do odprostowania jej przeszłości.
I ostatnia tropa. Najważniejsza. Martusza. „Przez ten rok nauczyła mnie wiele. Przede wszystkim tego, że czas można łuskać jak fasole, przebierając w palcach każdą chwilę i wyłuskując z nich ziarna wieczności. Że zarówno czas, jak i przestrzeń mają różne wymiary, które niestety przestajemy dostrzegać z biegiem lat, ale wystarczy wychynąć z siebie, żeby ponownie je odnaleźć. I że życie może być wspaniałym tańcem, jeśli się odczuwa wspólny rytm krwi”.
Lubię książki Mariusza Wilka. Czasami mam wrażenie, że to nie ja czytam jego książki, tylko one czytają mnie. Nie inaczej było z „Lotem gęsi”. Piękne, rytmiczne pisanie, smakowity język. Sięgałam po tą książkę i ją odkładałam, czasami miałam wrażenie, że sama mnie szukała. To książka, gdzie po lekturze akapitu mogłam się zamyślić na długą chwilę, na pół dnia. To pisanie trzeba poczuć, a polubienie przychodzi już samo.
Notka pochodzi z
Myśli Czytelnika.