poniedziałek, 9 listopada 2015

Czechow Antoni "Wiśniowy sad" i "Oświadczyny".

Okładka książki Wiśniowy sad
Czechow to jeden z moich ulubieńców. Na niczym nie jestem w stanie się tak intensywnie uśmiać, jak właśnie na jego dziełach.  
Seria Arcydzieła Literatury Rosyjskiej jest pięknie wydana, czcionka jest w odpowiednim rozmiarze, format książki bardzo mi odpowiada. Biorąc tę publikację do ręki byłam pewna, iż sięgam tylko po "Wiśniowy sad"- komedię z czterech aktach. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż tuż po niej, pod koniec książki odnalazłam "Oświadczyny" - żart sceniczny w jednym akcie, a po nich "Informacje i uwagi dla grających", czyli wytyczne jak powinni wyglądać i zachowywać się aktorzy grający w "Oświadczynach" (Czubukow, Natalia, Łomow) w teatrze i jakich rekwizytów powinni używać. Zdziwiłam się, bo nie wspomniano o tym scenicznym żarcie ani na okładce, ani na stronie tytułowej, a przecież dodatkowa zawartość może czytelnika tylko zachęcić jeszcze bardziej do książki, nigdy nie rozczarować.   
Całość tutaj


Wyzwanie:

Rosyjsko mi!

czwartek, 3 września 2015

"Idiota" Fiodor Dostojewski


Dziwna to lektura, niesamowita, niezwykle osobista, przejmująca na wskroś... 
Główny bohater, książę Myszkin, uważany jest wśród swoich znajomych za tytułowego idiotę. W zmurszałych i skostniałych salonach Petersburga przepełnionych wyrafinowanymi ludźmi, potafiącymi kłamać bez zmrużenia oka, pojawia się Myszkin. Jest zupełnie inny od wszystkich swoich znajomych: naiwny, dziecinny, chorobliwy, uczuciowy, szczery do bólu i niesamowicie... dobry. Te cechy charakteru, które są tak wyjątkowo przeciwstawne do cech otaczających go osób, wiele razy doprowadzają do jego ośmieszenia i skandalu. Książę potrafi pięknie się zachowywać w towarzystwie, mówić kwieciście jak wykształcony człowiek, sprawiać wspaniałe wrażenie, ale jest w stanie jedną swoją przemową zadziwić resztę i stworzyć ze swojej osoby obiekt drwin. Z czasem zyskuje szacunek i przyjaźń swoich towarzyszy. Pytanie tylko: na jak długo? 

Kontynuuj czytanie na moim blogu.


Wyzwanie:


czwartek, 26 marca 2015

Antoni Czechow, „Śmierć urzędnika i inne opowiadania”


Opowiadania Czechowa poznałam w czasach licealnych i lektura zapadła mi w pamięć jako spotkanie z twórcą – inaczej niż w przypadku dramatów – niezbyt udane. Dobrotliwe żarciki, ironia zastygła jakby w pół drogi do mocniejszej puenty, satyra przełamana zadumą nad niejednoznacznością ludzkich wyborów – to nie mogło zachwycać w okresie burzy i naporu.

Całość tutaj.

czwartek, 12 czerwca 2014

Hurtownia książek z Rosją w tle

"Nowe Kłopoty z historią" -  Piotr Gontarczyk


Artykuły prasowe z lat 2006-2008, mocno osadzone w źródłach IPN. Min. o prof Baumanie, Reich- Ranickim - niemieckim papieżu krytyki literackiej a także o rosyjskim programie szkolnym nauki historii.Jak to artykuły - łatwostrawne, a czasem trafia się bonus w postaci tematu, o którym człowiek miał wcześniej niewielkie pojęcie.










"Dom nad rzeką Moskwą" - Jurij Trifonow.
Trifonow fajnie pisze, pozornie od niechcenia i bez wysiłku. Jednak ja chwilowo podziękuję. Już nawet nie chodzi o mało atrakcyjna radziecką rzeczywistość, ale o wyjątkowo odrażających bohaterów.
P.S. Pisarz nie był żadnym dysydentem, a mimo to sprawnie sobie radził z radzieckimi tematami tabu, a to dzięki eufemizmom. Zamiast zsyłek czy gułagów mamy np. przeprowadzki na północ. O donosicielstwie pisze, jakby to był niemal rutynowy zabieg higieniczny, który każdy człowiek sowiecki przechodzi kilka razy w roku, acz nie od razu z przyjemnością. W dodatku nie widać, żeby Trifonow z trudnymi tematami się krył. Takie to wszystko było oczywiste?
"Wyzwoliciele" ("Żołnierze wolności") - Wiktor Suworow
Oparte na wspomnieniach autora migawki ze służby w Armii Czerwonej w latach 60-tych (uwieńczone inwazją na Czechosłowację). Chluba i duma ZSRR nie wydaje się niezwyciężona. Można by się pośmiać z licznych absurdów i szwejkizmów, ale warto zadać sobie pytanie, dlaczego nikt nie ośmielił się tknąć tego papierowego tygrysa?
Podrzucam trop - armia radziecka w trakcie inwazji na naszego południowego sąsiada żywiła się niemal wyłącznie amerykańskimi i  europejskimi konserwami, o ile dobrze zrozumiałam - z pomocy humanitarnej. Jednocześnie USA zwiększało zaangażowanie w Wietnamie. Najwyraźniej więc nie wiedziała lewica, co czyniła prawica.
Ballada o wzgardliwym wisielcu - Stanisław Rembek
W zeszłym roku, przy okazji 150-tej rocznicy Powstania Styczniowego, wyszło na jaw, jak wielki mamy mętlik w głowie w kwestii jego oceny. Jeśli ktoś ma ochotę go nieco uporządkować nie grzebiąc w Wikipedii, tylko za pomocą narzędzi literackich wysokiej jakości, to myślę, że spokojnie może sięgnąć po Rembeka.
I proszę nie spodziewać się tu tonów wysokich i podniośle patriotycznych.  Autor miał spore poczucie humoru z którego chętnie korzystał i w pracy (co widać było także po "W polu"). Nietypowa jest także perspektywa: wydarzenia widziane są oczami Polaków mocno sceptycznych wobec powstania bądź Rosjan. 
Mimo to pod koniec miałam łzy w oczach. Dlaczego ten Rembek tak mało pisał????

Kochaj rewolucję - Aleksander Sołżenicyn.

Niedokończona powieść o wojnie sowiecko niemieckiej na południu Rosji, widzianej oczami młodego entuzjasty rewolucji. No i wielka szkoda, że niedokończona, bo świetnie się zapowiadała, przede wszystkim ze względu na ciekawie opisane realia wojny.





Królobójcy - Wacław Gąsiorowski

Pisana z pasją i na gorąco publicystyka historyczna z 1905 - o losach panujących w Rosji (od Iwana Groźnego do Mikołaja II), którzy nader często rozstawali się ze światem w sposób daleki od naturalnego. 
Do wybuchu rewolucji pażdziernikowej była hitem na skalę europejską: przekłady, pirackie wydania, autografy i mdlejące fanki. Gąsiorowski wyciągnął na światło dzienne wiele tematów tabu rosyjskiej historii, które zazwyczaj zamiatano pod dywan - skandale seksualne, przypadki zabójstw lub śmierci w niejasnych okolicznościach licznych panujących, wreszcie okrucieństwa caratu.
Po 1917 jednak karta historii się odwróciła, katedry uniwersyteckie przejęli czerwoni zwycięzcy i to, co w 1905 miało posmak sensacji stało się banałem. W dwudziestoleciu międzywojennym niedawny megahit miał tylko jedno wznowienie w Polsce.
Czy warto po nią sięgać teraz? Moim zdaniem tak. Dzięki sensacyjnej tonacji historia Rosji sama wchodzi do głowy (mi na przykład przestali mi się mylić efemeryczni carowie między Piotrem I a Katarzyną II). A autor wcale nie poprzestaje na tematyce kto z kim, kiedy i ile razy, pobieżnie omawia wszystkie punkty węzłowe historii imperium.
Drugi powód to solidna porcja wiedzy na temat terroru w Rosji drugiej połowy XIX wieku, liczne szczegóły na temat zamachów. Już chyba wiem, dlaczego Raskolnikow musiał zabić lichwiarkę - taki wtedy panował klimat.
Co nietypowe - książka wcale nie jest napisana z polskiej perspektywy, Polakom poświęca autor mniej więcej tyle uwago co np. Finom. Pewnie to jedna z przyczyn jej europejskiej popularności sto la temu.

wtorek, 11 marca 2014

"Biedni ludzie" Fiodor Dostojewski

źródło

 Niekrasow, który jako jeden z pierwszych dwóch osób przeczytał debiut Dostojewskiego "Biedni ludzie", powiedział: "Zjawił się nowy Gogol".
Czytaj dalej>>
 
Wyzwanie:


środa, 12 lutego 2014

Akwarium - Wiktor Suworow

Witia Suworow był dowódcą małego oddziału czołgistów, kiedy to na manewrach (a był to rok 1969) wpadł w oko pewnemu dobrze ustosunkowanemu podpułkownikowi. Odtąd jego kariera nabrała rozpędu. Z elitarnej jednostki pancernej, do jeszcze bardziej elitarnej komórki wywiadu, przez już w ogóle do potęgi wyselekcjonowany Specnaz po samo creme de la creme, gdzie dostać się jest już prawie niemożnością, czyli wywiad wojskowy GRU w krajach zachodnich, gdzie wysyłano juz tylko najlepszych i najbardziej sprawdzonych (co akurat może nie jest specjalnie pozytywne). Ciąg dalszy TU.

piątek, 24 stycznia 2014

Wszystko co najważniejsze... - Ola Watowa

Wspomnienia żony Aleksandra Wata przedwojennego poety-futurysty i komunisty, który po doświadczeniach więzienno-zsyłkowych w wojennym ZSRR z tego komunizmu dość skutecznie się podleczył (a był to raczej wyjątek niż reguła, wielu VIP-ów z PRL czasów stalinowskich miało za sobą podobną drogę, ale potrafili swoje wspomnienia upchnąć do głębokiej szuflady i działać jakby nigdy nic).
Wspomnienia obejmują cały czas trwania małżeństwa Watów - od lat przedwojennych z działalnością literacką, wydawniczą i polityczną, lata stalinowskie w PRL, wreszcie od lat 50-tych emigrację. Węzłowym punktem jest jednak Kazachstan, gdzie Ola Watowa walczyła o przetrwanie swoje i syna w sowchozie Iwanowka. Drugi najważniejszy punkt książki to choroba Wata (bóle o podłożu neurologicznym), zakończona jego samobójstwem.
Jeśli chodzi o moje wrażenia posłużę się wypowiedzią z biblionetki (autorstwa Verdiany): "książka jest ciekawa ze względu na treść, na wspomnienia, ale literacko licha, a Watowa nie zaskarbiła sobie mojej sympatii". 
Doceniam hart ducha autorki, graniczący momentami z bohaterstwem, ale w spokojniejszych okresach jej wspomnień miałam wrażenie, że przedstawia mocno subiektywną wersję wydarzeń. Zastanawia też historia powstania tej książki. Początkowo był to zapis wywiadu Watowej z Jackiem Trznadlem, który jednak w kolejnych wydaniach, z powodu konfliktu ze swoją rozmówczynią, wycofał swoje pytania, co wymusiło przeredagowanie książki.
Niezależnie od kontrowersji - wspomnienia Oli Watowej warto przeczytać. choćby po to, żeby docenić trochę bardziej "to co najważniejsze" we własnym życiu.

wtorek, 21 stycznia 2014

I powraca wiatr... - Władimir Bukowski

Są kraje, gdzie bycie politykiem opozycyjnym to relaksująca przerwa między kolejnymi powrotami do władzy. Są też takie, gdzie nawet, kiedy na tę władze nie ma szans, po wywalczeniu realizacji swoich postulatów można się udac na zasłużoną emeryturę. 
Jest wreszcie ZSRR, czy Rosja - niezależnie od ustroju wybór drogi dysydenta (a zwłaszcza uczciwego dysydenta), oznacza, że człowiek w zasadzie do śmierci będzie miał zajęcie.
Urodzony w 1942 Władimir Bukowski jest aktywnym opozycjonistą od 54 lat, mimo tego, że po drodze zmienił się ustrój, a kraj, w którym zaczynał działalnośc już nie istnieje. I nie jest to aktywność pozorowana - usłużne Google po wpisaniu jego nazwiska rzuca garść podpowiedzi - w 90% z ostatnich lat.
"I powraca wiatr..." cofa nas jednak do początku tej drogi, do Moskwy lat 60-tych, do czasów pionierów i konsomołu, do licealistów i studentów czytających poezję na Placu Majakowskiego, którzy niepostrzeżenie zostają wciągnięci w środek zupełnie dorosłej walki o prawa człowieka, gdzie już nie chodziło o poezję, ale o prawo do uczciwego procesu, czy też o zaprzestanie używania psychiatrii w celach represyjnych. I nagle, zamiast planować drogę życiową biorąc pod uwagę takie etapy jak studia-praca-rodzina, układają klocki z zestawu: aresztowanie-gułag-psychuszka-wolność.


Początkowo protesty są nieco chaotyczne i raczej mało efektywne i przebiegają wg schematu- demonstracja - zastraszanie demonstrantów – aresztowanie połowy z nich- dalsze zastraszanie reszty. Później jednak Bukowski wpada na pomysł dokumentowania nadużyć, zwłaszcza tych na niwie psychiatrycznej i wysyłania dokumentacji na Zachód. A że tam akurat zapanowała moda na ruch obrony praw człowieka w państwach komunistycznych, okazuje się to bronią nader skuteczną...
W tej chwili, po ponad 40 latach różnie podchodzi się do tematu ruchu dysydenckiego w ZSRR. Przesadą jest oczywiście twierdzić, że była to działalność koncesjonowana (choć sam Bukowski opisuje np. zadziwiający przypadek pisarza - Tarsisa, który przez długi czas cieszył się zupełną wolnością słowa (i przyjmowania zagranicznych korespondentów), po czym nie nagabywany przez nikogo wyjechał sobie na Zachód). Widać jednak, że akurat obrona praw człowieka nie godziła w same podstawy systemu, a skutecznie angażowała co bardziej aktywne jednostki. No i ta zadziwiająca łatwość wysyłania informacji za granicę, jakby łącza telekomunikacyjne nie były w 100% możliwe do skontrolowania.
 Wracając jednak do książki. Są dwa powody, dla których warto ją przeczytać.
Treść - wiedza systemie represji ZSRR dla Polaka to w tej chwili niemal w 100% Gustaw Herling Grudziński. Wiele osób czytało "Inny świat" w klasie maturalnej i ta wiedza im w zasadzie wystarcza. Jest to książka ważna, ale w wielu przypadkach skutecznie odstrasza od tematyki określanej umownie jako łagrowa na wiele lat. Tymczasem ZSRR nie uległo konserwacji na etapie lat 40-stych, w czasach Chruszczowa czy Breżniewa to zupełnie inny kraj... choć może też nie za ciekawy do życia. U Bukowskiego znajdziemy zaś 20 lat historii z okresu, o którym u nas się już specjalnie w szkołach nie uczy, bo nie ma czasu, w dodatku jest to relacja z cennej perspektywy świadka.
Autor - znowu wracam do biednego Gustawa H-G. Grudziński to człowiek poważny i analiyczny, tak też podchodzi do swojego sprawozdania z Jercewa. Bukowskiemu udaje się zaś nadać ciężkiemu tematowi sporo lekkości.
Polecam gorąco.

piątek, 10 stycznia 2014

Suworow - Lodołamacz



Suworow był dawnymi czasy tuzem literatury dysydenckiej i podziemnej czytanym z wypiekami na twarzy. Wypieki te powinny być pewnie warunkowe lub jednostronne, gdyż autor jest wieloletnim pracownikiem radzieckiego wywiadu wojskowego GRU, a instytuacja ta, jak głosi wieść gminna, raczej nie rozwiązuje umów o pracę. Zostaje zatem cień wątpliwości, czy nie pisze  on przypadkiem w ramach zadań służbowych. Dlaczego? Ma na przykład niespotykanie wyluzowany stosunek do Stalina i wyraźnie docenia niektóre jego umiejętności, np. umiejętność układania po swojej myśli klocków polityki międzynarodowej. Uświadomiłam sobie, że ja przeszłam w ramach mojej edukacji odwrotną tresurę. Nazwisko Stalina powinno się kojarzyć jak najgorzej i należy jej wypowiadać wyłącznie przyciszonym tonem, najlepiej chowając się za krzakiem.
Wychodzi na to, że Suworow i jego "Lodołamacz" rzeczywiście wyciągnęli mnie z mojej czytelniczej strefy komfortu.
Ciekawa jest teza książki - Hitler tylko dlatego zaczął wojnę z ZSRR w '41, aby uprzedzić uderzenie Stalina na Niemcy i Rumunię.  A to, że Armia Czerwona tak dramatycznie dała ciała po 22 czerwca '41 wynikało przede wszystkim z tego, że  szykowała się do wojny, ale ofensywnej.  Drobiazgowo udokumentowane, ale mimo natłoku szczegółów militarnych świetnie się czyta. I właśnie dlatego będę wracać do autora. Moja znajomość historii ZSRR jest w tej chwili drugiej bądź nawet trzeciej świeżości, a z Suworowem będę miała sobie ją szansę odświeżyć.

środa, 13 listopada 2013

Biez wodki / Bez dachu - Aleksander Topolski


Wspomnienia łagrowe różnej maści to lektury wprawdzie ważne i słuszne, ale zazwyczaj sprawiają mało przyjemności. Kupuję kolejne i ustawiam je w rządku na półce na kilkuletnią karencję,   pochłaniając tymczasem  kolejne czytadła. Cóż, czytanie to dla mnie nader często czysty eskapizm:).
Gdy w końcu zabiorę się za taką poważną książkę, zazwyczaj piłuję ją jakieś 3 miesiące. Oczywiście – niemal zawsze lektura kończy się satysfakcją, dostarcza przemyśleń i cały bilans wychodzi na plus. Tyle, że następuje to nieprędko.
Tymczasem oba tomy wspomnień Aleksandra Topolskiego łyknęłam w ciągu kilku dni. Dlaczego tak się stało? Ciąg dalszy.

środa, 6 listopada 2013

"Uniwersum Metro 2033: Za horyzont" Andriej Diakow


Wielu fanów Uniwersum Metro 2033 ucieszyła wiadomość, że wbrew początkowym zapewnieniom, Andriej Diakow postanowił napisać kontynuację losów Tarana i Gleba, a tym samym zakończyć trylogię o petersburskim stalkerze i jego przybranym synu. Po świetnych pierwszych tomach („Do światła” oraz „W mrok”) moje oczekiwania odnośnie powieści „Za horyzont” były naprawdę wysokie. Niestety, jak to zwykle bywa, gdy człowiek spodziewa się czegoś wyjątkowego, po zakończonej lekturze pozostaje niedosyt i pewien niesmak.

Taran i jego towarzysze znani z poprzedniego tomu stają w obliczu jednego z najtrudniejszych, a jednocześnie najważniejszych zadań w swoim życiu. Podczas gdy petersburskie metro pogrąża się w wojnie wywołanej przez wegan, oni wyruszają w pozornie straceńczą podróż do Władywostoku, gdzie mają nadzieję odnaleźć ślady projektu Alfejos. Gdyby udało się wprowadzić go w życie, byłoby możliwe usunięcie z powierzchni ziemi skutków promieniowania. Śmiałkowie mają do przemierzenia kilka tysięcy kilometrów przez kraj opanowany przez zmutowane potwory oraz pozbawionych sumienia ludzi, którym udało się przeżyć katastrofę nuklearną. Czy ich misja ma jakiekolwiek szanse na powodzenie?

środa, 30 października 2013

"Sonieczka" Ludmiła Ulicka

Czasami nie trzeba przeczytać grubego tomiszcza, aby mieć poczucie, że przeczytało się dobrą książkę. Czasami wystarczy przeczytać niespełna sto stron, aby zachwycić się piórem pisarki i jej sposobem opowiadania historii. Taka właśnie jest „Sonieczka” Ludmiły Ulickiej.

Nie ma tutaj ani zawrotnej akcji, ani pasjonujących postaci. To prosta opowieść o prostych ludziach. Sporo też jest w niej o książkach i czytaniu, bowiem tytułowa Sonieczka Czytać zaczęła w wieku lat siedmiu i przesiedziała nad książkami kolejne dwadzieścia. Zajęcie to tak ją pochłaniało, że wracała do rzeczywistości dopiero na ostatniej stronie”, jednakże "Z czasem nauczyła się jednak odróżniać  w morzu książek fale dużych od małych, a małe - od przybrzeżnej piany, wypełniającej ascetyczne szafy z literaturą współczesną".
Czytaniem uprzyjemniała sobie chwile szarego, pospolitego życia w Rosji w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Wychowana w żydowskiej rodzinie byłego zegarmistrza, niezbyt przystojna Sonieczka kończy technikum bibliotekarskie i podejmuje pracę w magazynach biblioteki. Zaczęłaby studiować filologię rosyjską, gdyby nie wybuch wojny. To jednak  w magazynach bibliotecznych spotkała swoje przeznaczenie i wielką miłość w osobie Wiktora Robertowicza – malarza, który miał swoje atelier w Paryżu, ale na nieszczęście wrócił do Rosji, gdzie natychmiast uznano go za zdrajcę i osadzono na pięć lat w łagrze.

Tak zaczyna sie kolejny etap w życiu Sonieczki, która zamienia miłość do książek na miłość do męża i córki Toni. Cieszy się z każdego drobiazgu, z każdej chwili, nawet jesli owe chwile nie są zbyt kolorowe  i często powtarza "Boże kochany, i za co takie szczęście", ponieważ uważa, że dostała i tak dużo więcej od życia niż na to zasługiwała. Dla niej szczęście to życ i być ze swoimi ukochanymi, bez względu na okoliczności. Niejednokrotnie podziwiałam ją za tą umiejetność odnajdowania szczęścia pośród zwykłych okruchów codzienności.

Jednakże brutalna rzeczywistość dopada i Sonieczkę, a jej postawa wobec tego, co ją spotyka, wzbudziła u mnie niedowierzenie i konsternację. Nie wiedziałam, czy mam ją podziwiać, czy też ubolewać nad jej... głupotą (?) i naiwnością (?).

Szokująca, bardzo dobra proza w małym formacie. Świetna opowieść, wywołująca lawinę emocji, o kobiecie i kobiecości na tle dwóch innych kobiet – córki Sonieczki oraz Jasi.
W “Sonieczce” znajdziemy także polskie akcenty w osobie ginekologa- uchodźcy, który pracuje w baszkirskim szpitalu oraz wpsomnianej już Jasi – szkolnej koleżanki Toni.

Smakowita perełka, która daje przedsmak tego, czego można się spodziewać po innych książkach Ludmiły Ulickiej.


Notka pochodzi z Myśli Czytelnika

czwartek, 17 października 2013

"Nocowała ongi chmurka złota" Anatolij Pristawkin


Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1990
tłumaczenie: Eugeniusz Piotr Melech


Cóż to za tytuł - pomyślałam sobie, gdy pierwszy raz zetknęłam się z tą książką – zupełnie jak z wierszyka dla dzieci Marii Konopnickiej, i może ktoś uzna mnie za ignorantkę. Założę się jednak, że nieliczni tylko rozpoznają w tym tytule cytat z wiersza Głaz Michaiła Lermontowa i to w tłumaczeniu Leo Belmonta, bo w przekładzie Juliana Tuwima brzmi już inaczej. Ten wiersz i galopujący jeździec na dzikim koniu na tle strzelistych śnieżnych szczytów – obrazek z paczki papierosów Kazbek, to jedyne, co bliźniakom Saszce i Kolce Kużmionyszom kojarzy się z Kaukazem. Dobrze się kojarzy. W ich marzeniach Kaukaz to:
„Góry tak wielkie, jak ich dom, a pomiędzy nimi wszędzie pełno krajalni chleba. I żadna z nich nie jest zamknięta. I nie trzeba kopać, wystarczy wejść, zważyć sobie i jeść. A jak tylko się stamtąd wyjdzie, tuż obok jest następna krajalnia, i też bez kłódki. A wszyscy ludzie w czerkieskach, wąsaci, weseli. Patrzą, jak Saszka zajada z apetytem, uśmiechają się, poklepują go po ramieniu. „Jakszy” - powiadają. Czy jakoś w tym rodzaju. A sens tego jest taki: „Zjedz jeszcze, bo dużo mamy tutaj krajalni chleba.”1
Krajalnia chleba dla tych sierot wojennych z domu dziecka w podmoskiewskim Tomilinie to sanktuarium, największy skarbiec, Sezam pełen najbardziej upragnionego dobra. Tak pożądanego, że ryzykują podkop, by się do niej dostać. Plan kończy się fiaskiem, a Kuźmionysze, bojąc się, że się wyda, kto próbował dostać się do krajalni, postanawiają ratować się ucieczką, a dokładniej - zgłaszają się na ochotnika do domu dziecka na Kaukazie właśnie. Jakże odmienna od ich marzeń okaże się ta wyidealizowana kraina, a ludzie jakże inni od tych wesołych, życzliwych, których bliźniaki widziały w wyobraźni. I nic w tym dziwnego, w końcu Czeczeni nie mają za co kochać Rosjan. 
 

1s.18

wtorek, 8 października 2013

"Zatrute życie" Anna Małyszewa

Do tej pory rosyjski kryminał znałam głównie z twórczości Aleksandry Marininy, która to gościła (i gości) na moim blogu często i dość regularnie. I szerze mówiąc zmieniać cokolwiek nie bardzo mi się chciało. O Annie Małyszewej wcześniej nie słyszałam absolutnie nic, a nawet jeśli jej nazwisko gdzieś mi się obiło o uszy, to i szybko stamtąd wyleciało. "Zatrute życie" wzięłam więc w bibliotece do ręki zupełnie przypadkiem, nie wiedząc, co to za książka, chyba tylko dlatego, że stała obok powieści Aleksandry. Czasem mam jednak takie dziwne przeczucia co do książek - kiedy już coś znajdzie się w moich rękach, to tak jak gdyby się przykleiło, nie może tych rąk opuścić. Czułam, że to jest coś, co mi się spodoba - sama nie wiem, skąd to przeczucie. Do tej pory miałam tak tylko raz w życiu. Książkę oczywiście wzięłam. I nawet zaczęłam ją czytać w pierwszej kolejności...
 
Sasza jest malarką. Skończyła właśnie Akademię Sztuk Pięknych w Petersburgu i wróciła do Moskwy, by móc zacząć zarabiać i spokojnie żyć w mieście, w którym się wychowała. Jednak nie jest to wcale takie proste. Trudno jest się wybić z obrazami początkującej artystce, dziewczyna przyjmuje więc nieliczne propozycje restauracji obrazów, a problemy z niedawno poślubionym mężem jeszcze utrudniają jej i tak nieciekawą sytuację. Sasza i Fiodor toną w długach i to tylko kwestia czasu, jak zaczną przymierać głodem. Pewnego dnia jednak do mieszkania Saszy puka zamożna kobieta, która proponuje jej odnowienie obrazu tajemniczego malarza, obrazu, który w rogu ma wielką ciemną plamę... Co to za malarz Sasza nie wie, za pracę jednak dostanie sporą sumę pieniędzy, bo według właścicielki obrazu jest on wart znacznie więcej - 10 000 dolarów. Jest tylko jedno ale: obrazu nie można zniszczyć, wtedy będzie trzeba zwrócić całą jego wartość. Sasza, tonąca wraz z mężem w długach, podpisuje umowę i przystępuje do pracy. Nieświadoma techniki, jaką został namalowany obraz, próbując rozjaśnić czarną plamę w rogu, Sasza jednak niechcący niszczy dzieło, które w ostateczności przypomina jedną wielką brudną szmatę. Załamana dziewczyna, mając cały tydzień na oddanie obrazu właścicielce, zaczyna więc własne śledztwo, próbując dowiedzieć się, kim był człowiek, który namalował ów pejzaż i cóż takiego mogło znajdować się w ciemnym, zamazanym rogu. Nie przypuszcza, że za całą tą sprawą kryje się znacznie większa, zagmatwana tajemnica, że przez ów niewiele w rzeczywistości wart i brzydki obraz giną kolejni ludzie i że cała ta zawiła historia wkrótce zaprowadzi ją na policję...
 



wtorek, 24 września 2013

Pamiętniki - Karol Wędziagolski

Zanim zagłębię się w temat Wędziagolskiego i jego pamiętników, a także na użytek tych, którzy czytają tylko pierwszy akapit - ta książka to mój prywatny hit lata. Wiem, że te sepiowe okładki zlewają się człowiekowi w jedno, ale gdyby ta jedna kiedyś rzuciła się Wam w oczy, zachęcam, żeby się nią zainteresować.

Urodzony na Wileńszczyźnie w 1886 Karol Wędziagolski był carskim urzędnikiem i absolwentem elitarnego Korpusu Kadetów. Po wybuchu I Wojny Światowej oczywiście został powołany do wojska, gdzie mógł wykorzystać swoje talenta organizacyjne i interpersonalne i szybko stał się osobą niezastąpioną w tzw. zaopatrzeniu. Po rewolucji lutowej siłą rozpędu zaangażował się w politykę i został wybrany na komisarza politycznego 8. Armii. No i wtedy się się zaczęło...
CIĄG DALSZY.

sobota, 7 września 2013

"Azazel" Boris Akunin


Moje spotkanie z Przygodami Erasta Fandorina rozpoczęłam nieco przewrotnie – od dwunastej części cyklu zatytułowanej „Nefrytowy różaniec”. Głównego bohatera, rosyjskiego odpowiednika Sherlocka Holmesa, miałam więc okazję poznać jako mężczyznę w kwiecie wieku, z ugruntowaną sławą bezkonkurencyjnego detektywa. Jak jednak wyglądały początki jego błyskotliwej kariery? O tym właśnie opowiada „Azazel”.

Rok 1876, Moskwa. W parku miejskim w dość niezwykłych okolicznościach popełnia samobójstwo zamożny student. Swój majątek pozostawia w całości angielskiej arystokratce-filantropce, zakładającej w Rosji przytułki dla osieroconych dzieci. Sprawa wydaje się prosta, jednak młody policjant, Erast Pietrowicz Fandorin, dostrzega w niej pewne nieścisłości i postanawia przeprowadzić wnikliwe śledztwo. Dzięki uporowi i inteligencji wpada na trop międzynarodowej afery, nie zdając sobie jednak przy tym sprawy, że drążąc tę sprawę wystawia na niebezpieczeństwo zarówno siebie, jak i bliskie sobie osoby.

piątek, 6 września 2013

"Łagodna"/"Potulna" Fiodor Dostojewski

http://basiapelc.blogspot.com/p/osoby-zainteresowane-wyzwaniem-z-anne_4.html

"Potulna" lub w innych tłumaczeniu "Łagodna".
Jest to opowiadanie, które zostało wydrukowane w latach siedemdziesiątych XIX wieku w czasopiśmie "Gradżdanin", które współpracowało z Dostojewskim.

To opowieść o mężu i żonie, o ludziach, którzy nie potrafią się w jakikolwiek sposób porozumieć i co doprowadza do tragedii.
Autor umiał zrozumieć i opisać dogłębnie odczucia ludzkie i pięknie, subtelnie je przedstawić. Dostojewskiego zawsze nurtował temat ludzi biednych oraz "potulnych", czyli bezbronnych i pełnych pokory. "Łagodna" to kolejny z jego protestów przeciwko krzywdzeniu ludzi przez stosunki społeczne.

Najbardziej uznani krytycy literaccy, którzy badali twórczość Dostojewskiego, nie bez powodu nazwali go "okrutnym talentem". Jak zwykle - w przypadku tego autora - jestem zachwycona kunsztem literackim tego opowiadania, jego psychologicznym "ugryzieniem" problemów bohaterów i ich duchowych przeżyć. Dostojewski to genialny, wysublimowany psycholog, a "Potulna" to głębokie studium psychologiczne jednostki ludzkiej ciężko doświadczonej przez los.


Wyzwanie:

Rosyjsko mi!

środa, 4 września 2013

"Metro 2033" Dmitry Glukhovsky


„Metro 2033” to fenomen na skalę światową. Wizja świata po wojnie atomowej stworzona przez Dymitra Głuchowskiego zainspirowała innych autorów, czego efektem jest projekt Uniwersum Metro 2033. W jego ramach powstało już ponad trzydzieści powieści, których akcja toczy się w realiach wykreowanych przez Głuchowskiego. W Polsce jak dotąd ukazało się zaledwie kilka z nich. Moją przygodę z tym postapokaliptycznym światem rozpoczęłam nieco na odwrót – od książek autorstwa Andrieja Diakowa i Tulio Avoledo. Teraz nadeszła pora, by zmierzyć się z oryginałem, od którego wszystko się zaczęło.

Katastrofa nuklearna zmusiła ludzi do schronienia się w tunelach metra. Choć od tamtej pory minęło już dwadzieścia lat, planeta nadal jest skażona, a promieniowanie zabójcze w skutkach dla każdego, kto ośmieli się pojawić na powierzchni bez skafandra ochronnego. W tunelach moskiewskiego metra ludzie prowadzą bezpardonową walkę o przetrwanie. Liczy się tam prawo silniejszego, słabe jednostki są bez szans nie tylko ze względu na spartańskie warunki życia, ale także nieustanne zagrożenie ze strony mutantów, jakie powstały na skutek silnego promieniowania.

wtorek, 3 września 2013

"Nieśmiertelny" Catherynne M. Valente




Na „Nieśmiertelnego” ostrzyłam sobie zęby już od dawna – kusiły mnie świetne recenzje, intrygował opis fabuły i przyciągająca spojrzenie okładka. A kiedy wreszcie zasiadłam do lektury, wystarczyło kilka zaledwie stron, żebym totalnie i nieodwołalnie dała się porwać opowieści tak niezwykłej, że trudno porównać mi ją do czegoś innego.

Już jako mała dziewczynka Maria Moriewna spostrzegła, że świat nie jest takim, jaki się wydaje. Przyglądając się stadom ptaków gromadzących się przed jej oknem, wypatrzyła wśród nich mężów dla trzech starszych sióstr. Dlatego z niecierpliwością czekała na chwilę, gdy kolejny ptak spadnie z drzewa, zmieni się w przystojnego młodzieńca i przyjdzie prosić o jej rękę. Maria czekała na próżno, jako czwartej córce pod względem wieku i urody, zaczarowanej wierszami Puszkina, pisany był jej inny los. Gdy pewnego dnia do jej drzwi zapukał Kościej Nieśmiertelny, dziewczyna wiedziała, że właśnie spotkała swoje przeznaczenie. Car Życia obsypał ją dobrami, o jakich nigdy jej się nie śniło, obdarzył miłością dziką i nieposkromioną, zmienił z naiwnej dziewczyny w walczącą dla niego bezwzględną wilczycę, a jednocześnie skazał ją na nieuchronną zgubę. Tak jak ona jego…

sobota, 31 sierpnia 2013

"Lotem gęsi" Mariusz Wilk


Gdybym chciała napisać o czym jest „Lotem gęsi” Mariusza Wilka i jak zrozumieć tą książkę, to napisałabym te dwa cytaty:
Wiecie, czym się różni wojażer od włóczęgi? Ano tym, że drogi wojażera zawsze wiodą do jakiegoś celu (...) Natomiast dla włóczęgi sama Droga jest celem. Dlatego wojażer prędzej czy później powraca ze swoich wojaży, a włóczęga wytrwale podąża dalej... (...) Włóczęga bowiem jest  s t a n e m  d u c h a, a nie czynnością – profesją lub hobby – jak wojażowanie”.
Wiecie, czym różni się książka podróżnicza od książki-tropy. Ta pierwsza – według White’a – jest kolekcją wiorst, rodzajem kulturalnej turystyki (trochę historii i trochę kuchni, nieco śmiego i owego), druga jest włóczęgą w pełnym tego słowa znaczeniu. Nigdy bowiem nie wiesz, pisząc, dokąd dotrzesz! Książki-tropy nie mają ani początku, ani końca, są kolejnymi śladami jednej i tej samej tropy, gdzie prolog może okazać się epilogiem, a epilog – prologiem”.
Bo „Lotem gęsi” jest kolejną książką- tropą napisaną przez włóczęgę.
Jak pisze Mariusz Wilk? Sam ujął to idealnie: „-Piszę, droga pani – odrzekłem – jak chodzę, niespiesznie, żeby czytając, można było kontemplować to, co widzę, idąc. To proza nie dla miłośników bystrej jazdy i migotliwych obrazków. Sądzę też, że to kwestia wieku. Z każdym rokiem coraz bardziej czuję jesień. Z każdym krokiem – ich mniej”. Toteż czytałam wolno, zabierając książkę na spacery, siadywałam na plaży, patrzyłam na morze w kierunku Saint-Malo, gdzie spotkał Kennetha White’a na festiwalu Etonnants Voyageurs i myślałam, że kiedyś może dotrę tam w tym czasie, wszak promem ode mnie to tylko dwie godziny.

Gdzie tym razem wiodła tropa Mariusza Wilka? Ciągle na Północ, bo „Północ to nie miejsce, lecz stan umysłu”, a tropa się zmieniała, bo jak stwierdził Wilk, to nie on wydeptuje tropę, tylko tropa jego wydeptuje.
Tym razem oprócz terenów doskonale znanych Autorowi podążymy do kanadyjskiego Labradoru śladami Kennetha White’a, a właściwie zupełnie inną drogą. Mimo że ziemia obca Wilkowi, to i tam znajdzie ludzi Północy podobnych jemu samemu, co znowu spowoduje lawinę przemyśleń. Także na temat zniszczeń, których biały człowiek dokonuje na dziewiczych terenach i w  dziewiczych sercach i umysłach Indian.

Jest oczywiście i Karelia, tym razem spacerujemy po jej stolicy Pierozawodsku. Nie tylko współcześnie, ale i w przeszłości, która była sfalsyfikowana, śledzimy więc drogę, która prowadzi do odprostowania jej przeszłości.

I ostatnia tropa. Najważniejsza. Martusza. „Przez ten rok nauczyła mnie wiele. Przede wszystkim tego, że czas można łuskać jak fasole, przebierając w palcach każdą chwilę i wyłuskując z nich ziarna wieczności. Że zarówno czas, jak i przestrzeń mają różne wymiary, które niestety przestajemy dostrzegać z biegiem lat, ale wystarczy wychynąć z siebie, żeby ponownie je odnaleźć. I że życie może być wspaniałym tańcem, jeśli się odczuwa wspólny rytm krwi”.

Lubię książki Mariusza Wilka. Czasami mam wrażenie, że to nie ja czytam jego książki, tylko one czytają mnie. Nie inaczej było z „Lotem gęsi”. Piękne, rytmiczne pisanie, smakowity język. Sięgałam po tą książkę i ją odkładałam, czasami miałam wrażenie, że sama mnie szukała. To książka, gdzie po lekturze akapitu mogłam się zamyślić na długą chwilę, na pół dnia. To pisanie trzeba poczuć, a polubienie przychodzi już samo.

Notka pochodzi z Myśli Czytelnika.