Suworow był dawnymi czasy tuzem
literatury dysydenckiej i podziemnej czytanym z wypiekami na twarzy.
Wypieki te powinny być pewnie warunkowe lub jednostronne, gdyż
autor jest wieloletnim pracownikiem radzieckiego wywiadu wojskowego
GRU, a instytuacja ta, jak głosi wieść gminna, raczej nie
rozwiązuje umów o pracę. Zostaje zatem cień wątpliwości, czy nie pisze on przypadkiem w ramach zadań służbowych. Dlaczego? Ma na przykład niespotykanie wyluzowany stosunek do Stalina i wyraźnie docenia niektóre jego umiejętności, np. umiejętność układania po swojej myśli klocków polityki międzynarodowej. Uświadomiłam sobie, że ja przeszłam w ramach mojej edukacji odwrotną tresurę. Nazwisko Stalina powinno się kojarzyć jak najgorzej i należy jej wypowiadać wyłącznie przyciszonym tonem, najlepiej chowając się za krzakiem.
Wychodzi na to, że Suworow i jego "Lodołamacz" rzeczywiście wyciągnęli mnie z mojej czytelniczej strefy komfortu.
Ciekawa jest
teza książki - Hitler tylko dlatego zaczął wojnę z ZSRR w '41,
aby uprzedzić uderzenie Stalina na Niemcy i Rumunię. A to, że Armia Czerwona tak dramatycznie dała ciała po 22 czerwca '41 wynikało przede wszystkim z tego, że szykowała się do wojny, ale ofensywnej. Drobiazgowo
udokumentowane, ale mimo natłoku szczegółów militarnych świetnie
się czyta. I właśnie dlatego będę wracać do autora. Moja
znajomość historii ZSRR jest w tej chwili drugiej bądź nawet
trzeciej świeżości, a z Suworowem będę miała sobie ją szansę
odświeżyć.
Ależ Suworowa nadal czyta się z wypiekami na twarzy! Ja go po prostu uwielbiam!
OdpowiedzUsuń